Wiele lat temu z pomocą lekarzy wyszedłem na świat (że też tak szybko się tu pchałem :). Nic szczególnego, jedni się rodzą siłami natury inni przez cesarkę.
20 listopada 1988 r., Łukasz (czyli ja) przyszedł na świat. Urodziłem się w niedzielę. Od tamtego wydarzenia minęło już 12782 dni.
Wiele się wydarzyło od tego dnia w moim życiu. Zarówno dobrych jak i złych rzeczy. Jednak co by nie mówić, cieszę się, że żyję. Rodzicom dziękuję za przekazanie daru życia, drugim rodzicom jestem wdzięczny za dobre wychowanie, które skutkuje do dzisiaj tym, że staram się żyć zgodnie z wpajanymi mi wartościami. Bez nich to nie było by takiego Łukasza jaki jest dzisiaj.
Urodziny to taki czas podsumowań, rachunku sumienia. Jednak rozpisywać się zanadto o tym nie będę. Bo ten rachunek sumienia mógłby być tak długi i nudny jak paragon z zakupów w Biedronce przed świętami. Mogę jednak po cichu powiedzieć, że wybór drogi życiowej, którą teraz podążam był najlepszy z możliwych. Wiadomo wiele spraw mogłem sobie ułożyć lepiej. Jednak radość daje mi to co robię teraz… Czyli pomaganie ludziom swoją wiedzą, swoimi dłońmi, czasami łokciem :). Dla mnie najważniejsze jest to, że te metody są skuteczne. A ludzie chętnie proszą o pomoc.
Wielu rzeczy w swoim życiu próbowałem. Co niektórzy wiedzą, na studiach uczyłem się innego zawodu niż ten, który teraz wykonuję. Po maturze (zdanej dzięki p. Giertychowi – amnestia) myślałem nad różnymi drogami życiowymi. Jednak dziennikarstwo nie dawało mi tyle radości co teraźniejsza droga po której kroczę. Choć nie ukrywam, lubię pisać. Ale to nie jest to co daje mi masowanie.
Muszę przyznać, że po zdaniu egzaminów dających mi tytuł technika masażysty nie byłem pewien czy chcę „w to iść”. Zastanawiałem się… ale jak to będzie być sam na sam z drugą osobą (często rozebraną do rosołu), ja mu/jej będę miał pomagać przez dotyk. Czy podołam temu co mnie czeka jako masażystę? Powolutku sobie to wszystko układałem w głowie. Jednak pewności nabrałem dopiero po kursie na masażystę I i II stopnia. W akademii, która go organizowała mieliśmy styczność z modelami czyli osobami z zewnątrz. I tam dopiero zapadła decyzja, że „brnę” w masaż.
Przez te kilka lat napotkałem wiele osób. Jednych pamiętam lepiej, innych jak przez mgłę. Każdy pozostawił w mojej głowie jakąś swoją cząstkę. Jestem Wam wszystkim wdzięczny, że pojawiliście się w moim życiu. Każdego dzisiaj ogarniam ciepłem swoich myśli i serca. Oj tych osób troszkę jest 🙂 ale myślę, że dla każdego starczy.
Co by ten tekst nie był tak nudny jak flaki z olejem to sięgnę wspomnieniami do tego co zrobiłem szalonego (przynajmniej w moim mniemaniu) przez te kilka lat życia na ziemi. Do takich rzeczy może należeć piesza droga z Rzymu do Krakowa jako dziękczynienie za kanonizację Jana Pawła II. Szalone w tym może było nie sama dwumiesięczna droga ale to, że zaryzykowałem i szedłem z osobami, których kompletnie nie znałem, warto dodać, że byli to obcokrajowcy z Chile, Peru, Argentyny. A „skrzyknęliśmy” się za pomocą Facebooka. Czy dzisiaj bym to powtórzył? Jak najbardziej, choć może poszedłbym w inną trasę np. Kraków – Ziemia Św., wiem, że jest to możliwe… W pamięci mam również rowerowy wyjazd na Łotwę. Trasa Miętne – Ryga – Miętne. Z naszym już byłym ks. proboszczem. Pamiętam te szutrowe drogi na Łotwie. Jazda po nich rowerem to był niezły wyczyn. Po takiej przejażdżce to masaż wibracyjny byłby z najwyższej półki :). Lubię przekraczać swoje granic, próbować czegoś nowego. Już nie będę się rozpisywać jakie szalone rzeczy jadłem. Ale spokojnie, nie wszystko co było w rączce szło do buzi. Choć pewno za dziecięcych lat tak było. Powiem w tajemnicy mrówki są okropne kwaśne ;P.
Dla wielu szaloną była decyzja o nauce na technika masażystę. Nagle z bycia dziennikarzem, zajmowania się tworzeniem stron www, idę w wieku 30 lat do szkoły na naukę i całkiem się przebranżawiam. Dla mnie nic szczególnego, zwłaszcza w czasach w których człowiek musi być bardzo elastyczny by nadążyć za wymogami rynku.
To tyle z tych szalonych rzeczy o których mogę powiedzieć na głos. A teraz pora na to za co nie karają, czyli jakie mam marzenia? Hmmm, znaleźć żonę, spłodzić syna i zasadzić drzewo… Może kiedyś o tym zamarzę… Jak na razie co innego mi siedzi w głowie… Takim cichym marzeniem jest podróż przez świat, np. ta o której wspomniałem albo najdłuższą trasą lądową na ziemi, czyli jak mnie pamięć nie myli z Cape Town na Magadan. Co by się nie rozpisywać temat marzeń pozostawię otwarty. Może kiedyś się spełnią.
Czego sobie życzę z okazji swojego dnia urodzin?
Zdrowia i sił – dzięki nim mogę służyć innym masażem.
Mądrości, która pozwoli mi pomagać skutecznie.
No i zbierając te życzenia w jedno, zapełnionego grafiku :).
Dziękuję wszystkim za pamięć w tym szczególnym dla mnie dniu <3.