W ostatnich miesiącach coraz częściej słyszę: „Potrzebuję czegoś, co mnie wyciszy, rozgrzeje głowę i da chwilę oddechu”. I właśnie tu, po cichutku, wchodzi cały na ciepło rytuał: świecowania i konchowania uszu. To nie jest medycyna naprawcza ani szybka sztuczka „na wszystko”. To łagodny rytuał dla dobrego samopoczucia: ciepło, zioła, uważność i 30–40 minut, które należą tylko do Ciebie. Poniżej opowiem Ci o tym szerzej — tak, jak opowiadam na wizycie: konkretnie, ale z sercem prostym językiem.
O co w tym chodzi — i czym się różni świeca od konchy?
Kiedy mówię „świecowanie”, mam na myśli pracę wąską, pustą w środku rurką z tkaniny (bawełna/len) nasączonej woskiem pszczelim. Od strony ucha znajduje się filtr, który zabezpiecza przewód słuchowy przed drobinkami. Płomień pali się spokojnie w górnej części, a Ty czujesz miłe, kojące ciepło.
„Konchowanie” to bliska krewna świecowania, tylko narzędzie jest większe, stożkowate — właśnie koncha. To również zwinięta tkanina, impregnowana woskiem, nierzadko z dodatkiem propolisu i ekstraktów ziołowych. Stożkowy kształt sprawia, że wiele osób odbiera ciepło jako pełniejsze, głębsze. W praktyce wybieramy to, co Tobie lepiej leży — jedni lubią precyzję świecy, inni delikatną „otulającą” obecność konchy.
Czy to „wyciąga woskowinę”? Uczciwie: nauka tego nie potwierdza. Jednak moja praktyka z konchowaniem/świecowaniem pokazuje ile wydzielin z ucha w niej zostaje. Rytuał ten można również traktować jako relaks i łagodne rozgrzanie okolicy uszu oraz głowy. Pamiętaj jednak jeśli jest ból, wyciek, gorączka albo pogorszenie słuchu — pierwszy krok to laryngolog.
Z czego to się robi i dlaczego to ważne?
Lubię materiały naturalne i czyste. Dobre świece i konchy powstają z bawełny lub lnu i wosku pszczelego. Często dodaje się propolis (działa lekko żywicznie) oraz zioła — np. szałwię, rumianek. To ma znaczenie dla zapachu (delikatnie ziołowy, ciepły), sposobu spalania (równy płomień) i Twojego komfortu (bez gryzącego dymu). Filtr po stronie ucha to dodatkowa warstwa spokoju i bezpieczeństwa.
Skąd ten zwyczaj?
W tradycjach ludowych różnych regionów świata wykorzystywano ciepło i dym ziołowy, by „przegonić chłód”, rozluźnić napięte miejsca i uspokoić ciało. Dzisiejsze świecowanie/konchowanie to współczesna, bezpieczniejsza odmiana tamtych pomysłów: mamy lepsze materiały, precyzyjne procedury i zdrowy rozsądek. To nie jest magiczny rytuał — to prostota i ciepło, które często robimy dla siebie za rzadko.
Jak konchowanie/świecowanie wygląda u mnie?
Zaczynamy od rozmowy. Pytam o samopoczucie, historię uszu, leki, alergie. Jeśli coś budzi wątpliwości — ustalamy plan albo proszę, by najpierw skonsultować się z lekarzem.
Kładziesz się na boku. Zabezpieczamy włosy, pod kark wsuwam miękką poduszkę. Ponieważ pracujemy z ogniem, zawsze proszę o pojemnik z wodą w zasięgu ręki — to nasze zabezpieczenie. Buzię nakrywam ręcznikiem, by w razie czego nic nie spadło na twarz. Używam także tarczy ochronnej przy świecy/konchy — dzięki temu czujesz się bezpiecznie i zaopiekowanie.
Zanim odpalę płomień, robię krótki, delikatny masaż małżowiny i okolicy ucha, żeby tkanki „odetchnęły”. Świecę/konchę umieszczam płytko przy wejściu do przewodu słuchowego (niczego nie „wciskamy”). Zapalam górny koniec i zostaję przy Tobie — kontroluję płomień, tempo spalania, Twoje odczucia. Zwykle słychać cichutkie trzaski, jak drewienka w kominku, a ciepło robi to, co potrafi najlepiej: uspokaja.
Kiedy świeca dojdzie do zaznaczonego poziomu, gaszę ją w wodzie. Zwykle pracuję na obu uszach, dla równowagi. Po wszystkim wycieram skórę, możesz posiedzieć w ciszy, napić się ciepłej herbaty ziołowej i po prostu pobyć. To też część zabiegu.
Po co to robić — i dlaczego tak wielu osobom to służy?
Bo ciało lubi ciepło i uważność. W trakcie rytuału oddech się wydłuża, mięśnie twarzy miękną, ramiona opadają. Wielu moich klientów mówi o lżejszej głowie, rozluźnionych skroniach, łatwiejszym zasypianiu. I choć nie obiecuję cudów, to z mojej perspektywy naturoterapeuty — to jedna z tych prostych praktyk, które potrafią pięknie przełączyć układ nerwowy w tryb „odpoczynku i regeneracji”.
Jak się przygotować — i co potem?
Przed wizytą nie trzeba nic specjalnego. Po prostu przyjdź w stroju, w którym jest Ci wygodnie się położyć. Jeśli masz dłuższe włosy — zwiąż je.
Po zabiegu zadbaj o ciepło: przez 1–2 godziny nie wychodzimy na dwór, aby nie wyziębić uszu. Unikamy przeciągów, chłodnego wiatru, basenu i głośnych miejsc tego samego dnia. Jeśli jednak musisz wyjść — czapka to Twój najlepszy przyjaciel.
Jak często? Dla większości osób wystarczające są sesje co 2–4 tygodnie, a część wraca sezonowo (np. jesienią i wczesną wiosną), kiedy organizm szczególnie woła o ciepło.
Częste pytania, które słyszę
„Czy to boli?”
Nie. Ciepło jest łagodne, a wszelkie elementy ochronne robią swoje. Gdybyś poczuł/a dyskomfort — od razu przerywamy.
„A dym?”
Jest delikatny, z lekką nutą ziołową. Dbam o wentylację i materiały dobrej jakości, by było przyjemnie, a nie gryząco.
„Czy można to robić dzieciom?”
Co do zasady nie wykonuję u dzieci. W ciąży — tylko po konsultacji medycznej i jeśli czujesz się z tym bezpiecznie.
„Czy to zastępuje leczenie?”
Nie. To rytuał relaksacyjny. W przypadku objawów chorobowych najpierw lekarz, a dopiero potem — jeśli będzie zgoda i sens — pracujemy relaksacyjnie.
Wskazania:
- potrzeba głębokiego relaksu, wyciszenia i „złapania oddechu”
- uczucie „ciężkiej głowy”, napięć w skroniach i karku
- chęć łagodnego rozgrzania okolicy uszu i ukojenia po dniu pełnym bodźców
- naturalna ciekawość prostych, ludowych rytuałów dbania o dobrostan
- wsparcie wieczornego wyciszenia i łatwiejszego zasypiania
- potrzeba chwili uważności bez telefonu, rozmów i „listy zadań”
Przeciwwskazania:
- perforacja (pęknięcie) błony bębenkowej, dreny w uszach, implant ślimakowy
- ostry stan zapalny ucha, wyciek, silny ból, gorączka
- świeżo po zabiegach laryngologicznych lub urazach w obrębie ucha/nosa/gardła
- alergia na wosk, propolis, zioła lub nadwrażliwość na dym
- rany, egzema, łuszczyca w przewodzie słuchowym
- niekontrolowana padaczka, upojenie alkoholowe lub inny stan utrudniający bezpieczną współpracę
- u dzieci — co do zasady nie wykonuję; w ciąży tylko po konsultacji medycznej
Krótkie „BHP z czułością”
Pracujemy z ogniem, więc pojemnik z wodą stoi obok nas zawsze. Twarz osłaniam ręcznikiem, a świeca/koncha ma filtr i tarczę ochronną. Podczas spalania nie odchodzę — jestem przy Tobie, słucham, sprawdzam oddech, tempo, komfort. To niby detale, ale to właśnie one tworzą poczucie bezpieczeństwa.
I na koniec — po co nam to dzisiaj?
Bo wielu z nas wraca do alternatywnych, łagodnych sposobów troski o ciało. Nie dlatego, że „medycyna zawiodła”, tylko dlatego, że czasem potrzeba nam człowieczej prostoty: ciepła świecy, zapachu ziół, czyjejś obecności i zgody na 40 minut bycia tu i teraz. Tyle. Aż tyle.
Jeśli czujesz, że to do Ciebie mówi — odezwij się. Dobierzemy świecę albo konchę, ustalimy warunki i zrobimy to bezpiecznie, spokojnie i po Twojemu. A po wszystkim… pozwól uszom zostać w cieple. Nie pędź od razu w świat. Niech to będzie Twój mały, prywatny powrót do siebie.
Jeśli chcesz skorzystać z konchowania/świecowania uszu zarezerwuj wizytę on-line.