Kiedyś mama zapytała mnie wprost: „Nie brzydzisz się dotykać obcych ludzi? Ich stóp, uszu, włosów?”. Odpowiedziałem wtedy, że „taka moja praca”, ale prawda jest głębsza. Gdyby to była tylko praca, która ma się „jakoś” wykonać, już dawno bym z niej zrezygnował. To pasja i realna radość z pomagania. Gdy widzę człowieka, który przychodzi z bólem, napięciem, zmęczeniem, cała reszta schodzi na dalszy plan. Złe myśli, ewentualne uprzedzenia i słynne „obrzydzenie” po prostu tracą znaczenie, bo ciało zaczyna opowiadać swoją historię, a moją rolą jest jej uważnie posłuchać.
Wbrew stereotypom większość moich pacjentów dba o higienę – to się naprawdę czuje. Ciepła skóra, świeżość po prysznicu, czyste włosy – to standard, a nie wyjątek. A nawet jeśli trafi się dzień mniej idealny, w gabinecie wracamy do normalności. Skóra oddycha, mięśnie miękną, oddech się pogłębia, a ja przestaję „widzieć stopy” i zaczynam „czuć powięź podeszwową”, przestaję „myśleć o karku” i zaczynam „pracować z mięśniami przykręgosłupowymi”. Taka zmiana języka zmienia też głowę – pomaga skupić się na strukturze, nie na ocenie. To ważna wskazówka dla początkujących masażystów: nazywajcie rzeczy po imieniu, technicznie, spokojnie. Z czasem dłonie uczą się słyszeć tkanki, a „obrzydzenie” cichnie, bo zastępuje je ciekawość i uważność.
Rutyna higieniczna jest jak pancerz. Krótkie paznokcie, mycie rąk przed i po zabiegu, świeże tekstylia, porządek na stanowisku – te drobiazgi budują poczucie bezpieczeństwa po obu stronach stołu. Do tego prosta, spokojna autoregulacja: jeden głębszy wdech, jeśli coś nas wybije z równowagi, i powrót uwagą do tego, co pod palcami – temperatury, kierunku włókien, oporu tkanek. Warto mieć w zanadrzu kilka neutralnych zdań, które płynnie prowadzą przez różne momenty. „To normalna reakcja ciała, jeśli chce Pan/Pani, zrobimy krótką pauzę” – takie słowa potrafią odczarować wstyd i przywrócić spokój.
Bo zdarzają się sytuacje krępujące. Kiedy ciało głęboko się rozluźnia, bywa, że odezwie się odgłosem z brzucha czy… bąkiem. Traktuję to jak znak, że napięcie puszcza. Mówię wtedy cicho i zwyczajnie: „Spokojnie, ciało się rozluźnia. Chce Pan/Pani sekundę przerwy czy idziemy dalej?”. Bez śmieszkowania, bez teatralnych reakcji. Zdarza się też, rzadko, niekontrolowane popuszczenie moczu – u osób po porodzie, po operacjach, przy dużym napięciu miednicy. Wtedy priorytetem jest godność. Przykrywam, zapewniam intymność, wymieniam tekstylia, pytam, czy klient ma coś na przebranie, proponuję kontynuację lub przełożenie wizyty. Bez cienia oceny. W takich chwilach naprawdę sprawdza się zdanie, które powtarzam i sobie, i innym: wszystko, co ludzkie, nie jest mi obce.
Są też sytuacje z kategorii „ostrożność ponad wszystko”. Jeśli widzę zmianę skórną, której nie powinienem masować, mówię o tym jasno i spokojnie. Nie stawiam diagnozy, ale sugeruję konsultację dermatologiczną i modyfikuję plan zabiegu tak, by był bezpieczny. Granice są naturalną częścią tej pracy – możemy odmówić masażu, jeśli ktoś jest wyraźnie nietrzeźwy, ma świeżą, sączącą się ranę czy ostrą infekcję. Profesjonalizm nie polega na „robieniu wszystkiego”, tylko na mądrym „tak” i „nie”. (Zobacz przeciwwskazania do masażu)
Komfort buduje się również przed wizytą. Zawsze zachęcam, by na godzinę przed masażem nie jeść obfitego posiłku – ciało lepiej współpracuje, a leżenie na brzuchu jest po prostu wygodniejsze. Prysznic przed przyjściem to więcej niż higiena: to przyjemniejsze odczucia i lepszy „ślizg” olejku. Toaleta tuż przed zabiegiem to drobiazg, który oszczędza przerwy. Po masażu dobrze zaplanować chwilę spokoju – nie biec od razu w pęd dnia, pozwolić efektom się „ułożyć”. Ja ze swojej strony dbam o resztę: czyste ręczniki, świeże prześcieradło, porządek, olejki dopasowane do skóry. Jeśli pracuję mobilnie, przywożę stół i cały sprzęt; po stronie klienta zostaje tylko ręcznik i kawałek miejsca.
Do początkujących masażystów mam jeszcze jedną myśl: dbajcie o siebie. Sen, woda, regularne posiłki, chwila oddechu między sesjami. Zmęczenie potrafi wyostrzać zmysły w tę stronę, której nie chcemy. A kiedy jesteśmy zadbani, łatwiej nam utrzymać spokój i życzliwość. Język też ma znaczenie – mówmy neutralnie, technicznie, z szacunkiem. Słowa są jak dłonie: mogą rozluźniać albo napinać.
Dlaczego nie czuję obrzydzenia? Bo widzę człowieka, nie „problem”. Widzę bark, który wreszcie opada, oddech, który robi się miękki, oczy, które łagodnieją. Widzę ulgę. W takim spotkaniu nie ma miejsca na ocenę – jest miejsce na obecność. Kiedy klient podnosi się ze stołu lżejszy o ból i napięcie, wszystko inne staje się dodatkiem, drobnostką, elementem ludzkiej codzienności. I właśnie dlatego wciąż chce mi się to robić: bo masaż to nie jest praca „na odczep się”. To mój sposób, by powiedzieć drugiemu człowiekowi: jesteś bezpieczny, jesteś ważny, damy radę. A reszta? Reszta jest ludzka – i bliska.
Podzielcie się w komentarzach jak sobie radzicie w różnych sytuacjach, które opisałem w powyższym tekście.